Budzik napisał:

>> W klimacie pustynnym trawnik działa jak idealny anihilator wody.
>> To co się wleje w nawadniające rurki, nawet nie zdąży napoić kreta,
>> wchłonięte zostaje przez korzenie i w ciągu kilkudziesięciu minut
>> odparowane przez aparaty szparkowe liści. A wlewać trzeba dużo --
>> choćby całą rzekę Kolorado. Ta już przestała dopływać do oceanu,
>> bo wszystkie jej wody odbierane są przez miasta takie jak Las
>> Vegas. A tam za sprawą trawników odparowywane do atmosfery, nawet
>> ścieków z tego nie ma.
>
> No ale ta odparowana woda powinna spasc z powrotem w postaci opadów.

No i spada. Ale nie na pustyni, tylko tam gdzie i tak pada dużo, czyli
w deszczowej strefie równikowej. Wielkie rzeki docierają w strafy
pustynne wyjątkowo, mimo że wody w nich względnie niewiele (jeśli
porównać z opadami z strafie deszczowej), potrafią dać życie i stworzyć
ekosystem. My to niszczymy tylko po to, by zrobić durnowaty trawnik na
gumnie.

>> Jeśli zatem ktoś szuka przykładu na bezproduktywne marnowanie
>> wody, której w związku z tym brakuje, to podlewanie trawników jest
>> na pierwszym miejscu (w skali świata).
>
> Naukowcy wskazuja jednak ze to hodowla zwierzat.

Nie nie wskazują tego. Radzę dokładnie wsłuchać się w to, co mówią
(albo po prostu słuchać mądrych, nie głupich). Naukowcy wskazują
na ekonomię, liczą, że gdyby tak zamiast steków wołowych jeść same
frytki, to z tej samej wody dałoby się wyżywić ileś razy więcej
ludzi. Z hodowli zwierząt jest jednak pożytek, a wybicie wszystkich
(dla zaoszczędzienia wody) to marny pomysł. Żadna to konkrencja
w dziedzinie *bezproduktywnego* marnowania *brakującej* wody.

--
Jarek