Witam!

Trafił mi się ciekawy przypadek, więc pisze ku przestrodze: szanuj sąsiada
swego :-)

Facet z gatunku tych bardziej konfliktowych postawił dom na wsi. Po
skończonej budowie zostało mu a to kilka prętów zbrojenia a to kilkadziesiąt
strzemion, a to jakieś wieszaki i profile do zabudowy, a to rolka papy czy
wełny mineralnej. Generalnie sporo rzeczy bo wszystko kupował sam z
nadmiarem a ludzi brał tylko do roboty, a nie chciał by były przestoje.
Zgodnie z zasadą lepiej by 10 zostało niż 1 zabrakło.

No więc chciał te wszystkie drobiazgi sprzedać pytał sąsiadów, ale, że nie
żył z nimi w zgodzie to nikt od niego nie chciał kupić. W końcu dał
ogłoszenie w internecie i sprzedał wszystko komuś obcemu. W międzyczasie
wystąpił do Urzędu Skarbowego o zwrot różnicy VAT.

Jakiś czas później miał kontrolę z Urzędu Skarbowego. Facet jest pewien (i
ja też) że to po donosie sąsiadów. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego
gdyby nie to, że kontrolerzy sprawdzali ile i których materiałów
rzeczywiście zostało zużytych na budowę. Liczyli ilość dachówek, długość
rynien, powierzchnie ścian, nawet liczbę klinkierowych płytek na elewacji.

I żądali wyjaśnień, jeśli stwierdzili, że "wbudowanych" elementów ma mniej
niż na fakturze. I tu się zaczęły schody :-) Urząd stoi na stanowisku, że
odliczyć można jedynie faktycznie zużyte materiały, a nie kupione i nie
interesuje ich czy 20 dachówek się połamało, czy je facet sprzedał. Nie ma
ich na dachu to nie można odliczyć całości faktury.

Jak na razie to przerzucają się pismami. Facet powołuje się na KNR'y w
których przy zużyciu materiałów jest uwzględniany jakiś procent na ścinki i
odpady, ale Urząd nie podziela tej opinii.

Jak się sprawa wyjaśni to oczywiście dam znać, tymczasem lecę do sąsiadów z
wódka i zakąską by mnie dobrze pamiętali ;-)

Pozdrawiam
Ergie