eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plNieruchomościGrupypl.misc.budowanie › Każdy może łatwo przewidzieć nadchodzące trzęsienie ziemi
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 1

  • 1. Data: 2023-03-03 02:49:11
    Temat: Każdy może łatwo przewidzieć nadchodzące trzęsienie ziemi
    Od: a a <m...@g...com>

    Każdy może łatwo przewidzieć nadchodzące trzęsienie ziemi
    162 views
    Subscribe



    02:24 (23 minutes ago)
    to
    Giampaolo Giuliani i ruiny L'Aquili, dotknięte przepowiedzianym przez niego
    trzęsieniem ziemi. (Montage) Fot: John Dollar i Getty Images
    Klęski żywiołowe i ekstremalne zjawiska pogodowe
    Człowiek, który przewidział trzęsienie ziemi
    6 kwietnia 2009 roku trzęsienie ziemi zdewastowało włoskie miasto L'Aquila. Rok
    później podano, że katastrofę przewidziały ropuchy. Jednak bardziej wyraziste było
    ostrzeżenie naukowca, którego prognoza została, niestety, zignorowana.
    John Dollar
    Mon 5 Apr 2010 20.30 BST


    Każdy może łatwo przewidzieć nadchodzące trzęsienie ziemi


    Dwa przerażające trzęsienia ziemi w szybkim tempie, na Haiti i w Chile, zaczęły
    przysłaniać wspomnienia o innej takiej katastrofie, która wydarzyła się dokładnie rok
    temu dzisiaj: zniszczenie średniowiecznego miasta L'Aquila i 50 pobliskich wiosek, w
    górzystej włoskiej prowincji Abruzzo. Do czasu, gdy na łamach Journal of Zoology
    pojawiły się informacje o ropuchach, które "przewidziały" katastrofę.

    W zeszłym tygodniu brytyjska prasa doniosła, że kolonia ropuch pospolitych w jeziorze
    oddalonym o 70 km w jakiś sposób przewidziała trzęsienie ziemi w L'Aquili. Podczas
    rutynowego badania ropuch, dr Rachel Grant z Open University zauważyła, że 96% tej
    dużej i aktywnie rozmnażającej się kolonii nagle zniknęło. Pięć dni później nastąpiło
    trzęsienie ziemi, po którym ropuchy nie pojawiły się ponownie przez kolejne pięć dni.
    Według Granta: "Nasze odkrycia sugerują, że ropuchy są w stanie wykryć
    przedsejsmiczne wskazówki, takie jak uwolnienie gazów i naładowanych cząstek, i
    wykorzystać je jako formę systemu wczesnego ostrzegania".

    Jak pokazały wydarzenia ostatniego roku, żaden czynnik nie powinien pozostać
    niezbadany w dążeniu do znalezienia niezawodnego predyktora aktywności trzęsienia
    ziemi. Podczas gdy ropuchy przyciągnęły wiele uwagi, trzęsienie ziemi w L'Aquili już
    wcześniej zwróciło uwagę na inny, bardziej wyrazisty, choć również kontrowersyjny
    czynnik prognostyczny: Giampaolo Giuliani, technik naukowy pracujący w pobliżu
    L'Aquili, który przez lata walczył o to, by traktowano go poważnie. Wtedy, o 3.32
    rano 6 kwietnia 2009 roku, katastrofa dotknęła miasto, w którym mieszkał on i jego
    rodzina.

    Wśród nagłego ryku, ziemia wstrząsana była gwałtownymi wstrząsami przez 22 niszczące
    sekundy. W zasnutej pyłem ciemności oszołomieni ocaleni przedzierali się przez
    gruzowisko, a wstrząsy wtórne jeszcze bardziej ich dezorientowały. Służby ratunkowe -
    choć nie były w stanie czerwonego alarmu - przybyły bardzo szybko, przywożąc wiedzę,
    specjalny sprzęt i 5 000 worków na ciała. W ciągu kilku dni ustalono, że 307 osób
    zginęło, 1500 zostało rannych, a 80 000 zostało bez dachu nad głową.

    Giuliani był tak samo wstrząśnięty jak każdy inny ocalały. Nie przez fakt trzęsienia
    ziemi, bo to przewidział, ale przez jego siłę i rozmiar zniszczeń. Spodziewał się
    czegoś o sile około 4 stopni w skali Richtera, ale trzęsienie miało siłę 6,3, czyli
    1000 razy większą. (Dla porównania Haiti miało 7,0, a Chile 8,8).

    Od kilku dni Giuliani z rosnącym niepokojem obserwował, jak jego cztery stacje
    radometryczne, umieszczone w L'Aquili i jej okolicach, wykazują bardzo wysoki i
    rosnący poziom emisji gazu radonowego z ziemi. W niedzielę 5 kwietnia był już
    przekonany, że w ciągu 24 godzin dojdzie do trzęsienia ziemi - nie mógł jednak
    ogłosić publicznego alarmu. Miał nakaz wydany tydzień wcześniej, który zabraniał mu
    tego, ponieważ jego prognozy mogłyby wywołać nieuzasadnioną panikę.

    Prywatnie tego fatalnego wieczoru Giuliani dzwonił z pilnymi ostrzeżeniami do
    krewnych, przyjaciół i współpracowników. W końcu położył się w pełni ubrany wraz z
    żoną i dwiema córkami, pozostawiając okna i drzwi szeroko otwarte, aby można było
    szybko wyjść. Kilka godzin później uciekli na zewnątrz, gdy uderzyło trzęsienie.

    Skromna betonowa willa rodziny przetrwała w nienaruszonym stanie, ale przez następne
    siedem miesięcy spali w przyczepie kempingowej, aby uspokoić obawy najmłodszej córki.
    Ich drugi dom, w pobliskiej wsi, został zniszczony, ale na szczęście najstarszy syn
    Giulianiego, który tam mieszkał, był w Rzymie.

    Trzęsienie ziemi spowodowało również awarię trzech cennych radometrów Giulianiego.
    Naprawiając je, wściekał się na władze, które odmawiały mu finansowania, szydziły z
    jakości naukowej jego badań i powoływały się na prawo, by zakneblować jego prognozy.
    W końcu, w przypływie emocji, publicznie zażądał przeprosin - ale ich nie otrzymał.

    Włochy są najbardziej geologicznie niestabilnym obszarem w Europie, z czterema
    aktywnymi wulkanami, rosnącymi górami i mnóstwem trzęsień ziemi. (L'Aquila została
    wcześniej zniszczona w 1349, 1461, 1703 i 1915 roku, kiedy to liczba ofiar
    śmiertelnych wyniosła 30 000). Centrum włoskiej wiedzy o trzęsieniach ziemi stanowi
    Narodowy Instytut Geofizyki i Wulkanologii, kierowany przez dr Enzo Bosci, z siedzibą
    w Rzymie. Instytut ten posiada również duże laboratorium w pobliżu L'Aquila, na
    zboczu góry Gran Sasso, które jest połączone z Narodowym Instytutem Fizyki Jądrowej,
    znajdującym się w jej głębi. To właśnie tam Giuliani był zatrudniony przez całe lata
    90. jako laborant, pracując przy instrumentach do badań astrofizycznych nad (na
    przykład) promieniami kosmicznymi.


    W 1999 roku Giuliani po raz pierwszy usłyszał o anomaliach gazowych związanych z
    radonem, które zostały zaobserwowane przez rosyjskich naukowców tuż przed trzęsieniem
    ziemi we wschodniej Turcji. Zainteresowało go to tak bardzo, że przeniósł się z góry
    do laboratorium geofizyki, mając nadzieję na prowadzenie badań w tym zakresie.
    Pozostał jednak technikiem, a nie pełnoprawnym naukowcem.

    W tym czasie rząd włoski zaczął przeznaczać dużo pieniędzy na ochronę przed
    trzęsieniami ziemi i ich przewidywanie. Zaostrzono antysejsmiczne przepisy budowlane,
    czterokrotnie zwiększono liczbę sejsmografów (które mierzą i rejestrują wstrząsy
    sejsmiczne), a w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych pojawiły się dwa nowe organy:
    Protezione Civile, ogólnokrajowa organizacja reagowania na katastrofy, oraz komisja
    mająca na celu podejmowanie szybkich decyzji, zwana Komisją Wysokiego Ryzyka, w
    której skład wchodził dr Bosci.

    W 2003 r. Giuliani zwrócił się do Narodowego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii z
    prośbą o sfinansowanie projektu, który miał na celu zbadanie emisji gazu radonowego
    jako możliwego czynnika prognozującego trzęsienia ziemi, przy użyciu jednego lub
    kilku radometrów własnej konstrukcji. Spotkał się zarówno z Boscim, jak i Guido
    Bertolaso, szefem rządowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, ale jego propozycja
    została odrzucona ze względu na brak wystarczających podstaw naukowych.

    Ten osąd musiał wziąć pod uwagę wcześniejsze badania nad radonem, przeprowadzone w
    czasie powszechnych prób znalezienia niezawodnego predyktora trzęsień ziemi.
    Japończycy, Amerykanie, Rosjanie i Chińczycy, a także Włosi, próbowali różnych
    rodzajów radometrów i procedur, ale nie udało im się uzyskać ostatecznych lub
    spójnych wyników. A według późniejszego oświadczenia zastępcy dr Bosci, dr Waltera
    Mazzochi: "Rzeczy, które przedstawił Giuliani są na bardzo niskim poziomie, z
    naukowego punktu widzenia. Nie widziałem żadnych dowodów na to, że ta metoda może
    działać".

    Niezrażony, do 2006 roku Giuliani zbudował swoje pierwsze dwa radometry - na własny
    koszt - i zachęcony wynikami testów, ponownie złożył prośbę o fundusze i wsparcie.
    Ponownie został odrzucony. Kontynuował więc swoje badania prywatnie, mając za
    wsparcie jedynie najstarszego syna i kilku kolegów, budując kolejne radometry i
    łącząc je w małą sieć.

    Wtedy, 14 grudnia 2008 r., wzrost aktywności trzęsień ziemi wokół L'Aquili rozpoczął
    się od "sejsmicznego roju" małych wstrząsów. Trwały one, z przerwami, w styczniu i
    kolejnych miesiącach 2009 roku. Żadne z trzęsień nie wyrządziło prawdziwych szkód;
    większość ludzi prowadzących tam swoje codzienne życie nawet ich nie zauważyła.

    Ale Giuliani zauważył. 27 marca wysłał wiadomość do swojego przyjaciela, burmistrza
    L'Aquili, który pomagał w ustawieniu jednej ze swoich stacji radarowych w piwnicy
    szkoły na starym mieście. Giuliani ostrzegł go, że w ciągu 24 godzin może dojść do
    trzęsienia ziemi. Następnego dnia rzeczywiście wystąpiły wstrząsy - ale wciąż prawie
    niezauważalnie małe, o sile 2,3 w skali.

    W tym czasie Giuliani wykrył jednak większe zagrożenie na południowym wschodzie, w
    kierunku miasta Sulmona, 50 km od L'Aquili. Skontaktowano się z burmistrzem miasta,
    który potraktował alarm poważnie i wysłał furgonetki z głośnikami, aby ostrzec
    mieszkańców (w brytyjskich doniesieniach prasowych wydarzenie to błędnie kojarzono z
    L'Aquilą), co wywołało panikę. To właśnie zaniepokoiło Bosciego, Bertolaso i władze,
    które 30 marca wydały Giulianiemu nakaz aresztowania.

    Następnego dnia L'Aquila doznała niewielkich szkód w wyniku trzęsienia ziemi o sile
    4,2. Dokładnie tydzień później miejsce to leżało w gruzach. Gdyby wielkie trzęsienie
    uderzyło w godzinach pracy, czyli o 9 rano, a nie o 3.32, eksperci przewidują, że
    zginęłoby nawet 30 tys. osób, ponieważ najbardziej ucierpiały - oprócz starych
    kościołów i domów - budynki rządowe, szkoły i szpitale, które nie zostały zbudowane
    zgodnie z nowoczesnymi standardami antysejsmicznymi.

    Nastrój szoku utrzymywał się przez wiele miesięcy, gdy z godną podziwu energią i
    organizacją usuwano skutki katastrofy. Piękne niegdyś centrum starej L'Aquili było
    teraz cichym, pustym, zasypanym gruzem wrakiem, do którego wstęp mieli tylko
    strażacy, koordynowani przez Protezione Civile. Ich ekipy wznosiły również ogromne
    obozy niebieskich namiotów, ochrzczone mianem "tentopoli", dla tysięcy uchodźców,
    którzy nie mogli znieść wyjazdu do Pescary na wybrzeżu - gdzie Silvio Berlusconi
    wesoło i nietaktownie zasugerował im wakacje na koszt państwa.

    Największe wrażenie zrobiła szybkość, z jaką zbudowano od podstaw najnowocześniejsze,
    antysejsmiczne bloki mieszkalne, znane jako "domy Berlusconiego". Po zaledwie siedmiu
    miesiącach umieszczono w nich 5 tysięcy osób, przy czym co tydzień kończono budowę
    nowych bloków, a namioty schodziły w dół, w wyścigu ze zmieniającymi się porami roku.

    W połowie października długie lato wreszcie się przerwało i zrobiło się zimno. W
    L'Aquili spadł ulewny deszcz, a w górze, na szczytach Apeninów, pierwszy śnieg. W
    swoim domu Giuliani wyglądał na zmęczonego. Sprawdzał na komputerze sieć swoich
    radarów i próbował napisać po angielsku raport ze swojej pracy dla uczonego
    czasopisma. Na zewnątrz, obok ich sypialnego kampera, jego żona uprawiała swój fach
    jako kosmetyczka i fryzjerka z jedną wesołą klientką. Salon, w którym pracowała,
    leżał zrujnowany w mieście, gdzie ustał cały handel.

    Na początku swojej kariery Giuliani spędził kilka miesięcy pracując w Wielkiej
    Brytanii. Pamięta, jak pojechał na wakacje ze swoją ówczesną dziewczyną, otwierając
    rano zasłony na widok morza w Folkestone. Jego angielski nie był wtedy zły, ale
    został utracony przez nieużywanie. Teraz jednak potrzebował go z powrotem.
    Amerykańska Unia Geofizyczna zaprosiła go do zaprezentowania swojej pracy członkom w
    San Francisco.

    Jak się okazało, prezentacja Giulianiego w grudniu ubiegłego roku wypadła bardzo
    dobrze. Amerykanie może nie dorównują Włochom w zarządzaniu katastrofami (porównaj
    Nowy Orlean z L'Aquilą), ale cenią sobie wolnego i niezależnego ducha dociekań
    naukowych. Dowody przedstawione przez Giulianiego wzbudziły żywe zainteresowanie i
    debatę, a AGU zaprosiło go następnie do wzięcia udziału, wraz z Uniwersytetem
    Chapmana i Nasa, w tworzeniu ogólnoświatowego systemu wczesnego ostrzegania
    sejsmicznego.

    Ponadto, kiedy Giuliani wrócił do domu, władze włoskie zniosły zakaz publikacji jego
    prognoz, które ponownie okazały się trafne w pierwszych miesiącach 2010 roku - choć
    tym razem wstrząsy były na szczęście niewielkie.

    Jak wygląda sytuacja rok po trzęsieniu ziemi w L'Aquili? Jest zbyt wcześnie, by
    stwierdzić, czy Giuliani odkrył technikę przewidywania trzęsień ziemi, która sprawdzi
    się we wszystkich strefach aktywnych trzęsień ziemi na świecie (i może być
    potencjalnym ratunkiem dla wielu milionów ludzi). Albo, w rzeczy samej, czy technikę
    tę można udoskonalić tak, by przepowiadała siłę, a także fakt wstrząsów, zanim one
    nadejdą.

    Z całą pewnością jednak, dzięki swojej determinacji, Giuliani dokonał przełomu w
    nauce. Z tragedii L'Aquili i tych znikających ropuch wyrasta świeża nadzieja.


    02:17 (now)
    to
    Giuliani niestety zmarl w ubieglym roku, ale czujniki radonu możemy zbudować albo
    kupic od Chinczyka i przetestować, jak działają.


    @EqForecast
    @eqforecast
    ?
    Feb 26
    Giampaolo Giuliani
    (L'Aquila, 11 maggio 1947 - L'Aquila, 26 febbraio 2022).

    Per me, un Maestro.

    #earthquakes
    #radon
    #Eqforecast
    #giampaologiuliani

    ---

    Kto wie gdzie kupić czujniki radonu ?

strony : [ 1 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1